Drugi dzień pobytu na Sycylii rozpoczęłam od pysznego śniadania owocowego. Nasyciłam się pysznymi kantalupo i morelkami.
Kantalupo to gatunek ogórka należącego do rodziny dyniowatych. Prawie 90 % jego zawartości stanowi woda. Nie jest za słodki ani kaloryczny, mimo że zawiera dużo cukru. W środku jest mięsisty i pomarańczowy. Wyczytałam, że działa leczniczo. Na Sycylię prawdopodobnie został przywieziony z Afryki. Spotyka się go tu tylko w okresie wakacyjnym przez około miesiąc.
Po przepysznym i zdrowym śniadaniu postanowiłam pospacerować po Palermo. Chciałam sprawdzić, co zmieniło się w mieście od ostatniego pobytu. Nie miałam żadnego konkretnego planu i ruszyłam spontanicznie od Piazza Indipendenza. Minęłam budowę nowego metra (prace chyba niewiele się posunęły), zerknęłam na Palazzo Normani i ulubiony bar "Santoro". Moją uwagę zwrócił kontener na śmieci. Jest ich tu dużo, bo i śmieci dużo. Ten wyróżniał się, bo był pomalowany w cytrynki. Może to nie dzieło sztuki, ale jakoś przyjemnie mi się zrobiło, że w mieście zasypanym śmieciami nawet kosz może dodać kolorytu i wywołać uśmiech. Pomyślałam, że może być to rodzaj walki z opinią, że miasto jest brudne i pełno w nim wszędzie śmieci. Teraz już się to zmienia. Rano słyszę jak służby porządkowe sprzątają na ulicach. Kontenery są opróżniane, a ludzie nieco reagują na brud wokół, bo zwyczajnie się tego wstydzą. Nie jest tak wszędzie, ale miasto coraz bardziej dba o porządek i wywóz śmieci.
Idąc w kierunku katedry mijam bibliotekę seminaryjną i nie odpuszczam. Jest otwarta, więc wchodzę śmiało na dziedziniec. Jestem pewna, że strażnik zaraz zwróci mi uwagę i wyprosi, ale on nie zamierza interweniować i zamiera na krześle. Rozglądam się wokół i dostrzegam wejście do biblioteki. Niestety bibliotekarka twierdzi, że jest nieczynne i muszę wyjść. Trochę mi smutno, ale obiecuję sobie, że jeszcze tu wrócę. Po drugiej stronie ulicy trwa remont w ogrodzie Villi Bonanno. To coś nowego. Można jedynie tu wejść (i to za darmo) obejrzeć archeologiczne odkrycia z czasów starożytnych. Miejsce to udostępnione było dla zwiedzających już w tamtym roku. Nic nowego nie przybyło może poza suchymi liśćmi, trawą, która wrasta w zabytki i je niszczy.Nikt z pracowników nie wynurza się z cienia, aby w upale popracować na zewnątrz i trochę wokół pozamiatać. Mimo żaru lejącego się z nieba i strużek kapiącego po plecach potu (temperatura sięga dzisiaj chyba 40 stopni!) oglądam mozaiki. Przedstawiają one scenę polowania. Część centralna to Aleksander Wielki na koniu walczący z lwem. W każdym roku głowy myśliwych i girlandy z owoców. Szkoda, że zachowały się tylko fragmenty tej misternej układanki. Skrapiam twarz wodą ze studni chyba z czasów Garibaldiego. Naprzeciwko katedry oglądam sklepiki z pamiątkami z Sycylii i idę obejrzeć pracownię folkloru sycylijskiego. Pracowni już nie ma w tym samym miejscu co kiedyś, ale znajduję ją w uliczce obok. Oglądam sceny na karocach i wozach sycylijskich, robię fotografie i ruszam przed siebie. Mijam piękny z zewnątrz kościół św. Agaty. Tak jak wiele kościołów w Palermo jest zamknięty i nie jest użytkowany. Zachwycam się kolumnami i znowu z żalem odchodzę, bo pewnie jeszcze długo nikt nie zadba o ten zabytek z XV wieku.
Nie wiem do końca gdzie się znajduję, ale myślę, że zmierzam do ulicy Vittorio Emanuele. Wokół mnie stare i zniszczone budynki. Jakaś fabryka kredy, budynek z kablami i instalacją na zewnątrz i brzydkie domy zamieszkiwane przez nowych mieszkańców Palermo - Afrykańczyków, Hindusów i Arabów. Pierwszy raz widzę w Palermo meczet - jest odnowiony, czysty i zadbany. Nie mam odwagi próbować wejść do środka. Dla odmiany idę nacieszyć oczy kolorami najstarszego targu w Palermo - Ballaro'. Pełno tam straganów z owocami, warzywami i różnymi rzeczami przydatnymi i zbędnymi w domu. Śmierdzi też rybami, ale to mi nie przeszkadza, bo tylko czekam kiedy będę miała okazję zjeść mieczyka i w końcu skosztować małże. Jest już po południu i pora siesty, więc kto chciał kupił już ryby. Stoiska pustoszeją, a młodzi sprzedawcy uwijają się przy ich sprzątaniu i myciu. Wszyscy biegają, krzyczą, ale jest wesoło. Sprzedawcy żartują, śpiewają. Między straganami i przechodniami przeciskają się warczące skutery, ktoś krzykiem zachęca do kupowania płyt z najnowszymi przebojami. Wącham zioła - świeżą bazylię i ususzone oregano, dotykam cudownie aksamitnych bakłażanów. Robię plan co koniecznie muszę skosztować i czym się nasycić.Na koniec wędrówki po centrum Palermo trafiam do Muzeum Paleontologii i Geologii. Zawsze było zamknięte, tym razem też, mimo że według informacji powinno być czynne. Dzwonię więc do drzwi i dobijam się. Ktoś w końcu otwiera i zachęca do zwiedzania trzech poziomów muzeum. Zobaczyłam szkielet homo sapiens z czasów paleozoiku - kobiety "Thei", szkielety dinozaurów, hipopotama, dużo pięknych skamieniałości, muszli, skał. Bilet kosztował 3 euro. http://www.unipa.it/museogemmellaro/Museo_Gemmellaro/HomePage.html
Tak zakończyłam wycieczkę w pierwszym dniu pobytu w Palermo. Kupiłam jeszcze świeżą bazylię, aby zrobić pesto.
Komentarze