Przejdź do głównej zawartości

Wędrówka po Zingaro.

        Jeszcze wieczorem nie wiem dokładnie, gdzie pojadę, bo dojazd do Zingaro jest utrudniony, a w San Vito lo Capo są piękne plaże, ale ja chcę się trochę zmęczyć i pochodzić po górkach. Rano wstaję o 6.30 i pakuję wodę, a także ręczniki kąpielowe, bo czy w Zingaro czy w San Vito to i tak warto skorzystać z kąpieli morskiej. Tuż po ósmej podjeżdża autobus do San Vito, ale Toto kupuje bilety do Castellamare. Pozostawiłam mu wybór i bardzo się cieszę, że wybrał wycieczkę, na której bardzo mi zależało. Wiem, że martwi się, że nie zdążymy na autobus o 9.00 do Scopello z Castellamare del Golfo. Ja też się tego spodziewam, ale nie przejmuję się. Moja intuicja podpowiada, że będzie to udany dzień. Autobus jeszcze kilka razy zatrzymuje się na przystankach w Palermo. Tracimy pół godziny na wyjazd z miasta, a kierowca nie może nam zagwarantować, że będziemy na czas w Castellamare. Jesteśmy za późno. Kierowca proponuje, że wysadzi nas na trasie do Scopello. Pewnie nie jesteśmy pierwszymi turystami, którym ucieka autobus, bo mówi, że próbował przesunąć godziny swojego kursu, aby pasażerowie mogli zdążyć na kurs do Scopello. Niestety jego szef nie zgadza się na to. Tak też było w ubiegłym roku.
         Wysiadamy na szosie i wita nas deszczyk, ale i piękna tęcza rozciągnięta nad górami. Ciemne chmury krążą nad nami. Chyba nie jestem przygotowana na wędrówkę w deszczu, w pochmurny dzień bez słońca. Mam koszulkę na ramiączkach, krótkie spodenki, sandały i kapelusz. Odganiam szybko złe myśli i ruszam do Zingaro. Postanawiam, że będę łapać stopa, bo idąc pieszo dotrzemy tam na południe i trzeba będzie pozostać na plaży. Wokół mnie gaje oliwkowe, przejeżdża kilka aut, ale nie mam jeszcze odwagi kogoś zatrzymać. Po pięciu minutach marszu odwracam się i widzę jadące trzy samochody. Nachalnie zerkam w ich kierunku, robię zrozpaczona minę, macham rękami i wszystkie przejeżdżają, aż tu ostatni zatrzymuje się jakieś 100 metrów przed nami. Pewnie kierowca to mieszkaniec okolicy, a my wyglądamy na turystów. Toto z plecakiem, ja blondynka. Może damy mu zarobić. Powiedział, że nie jedzie do Scopello, ale i tak nas zabrał. Dopytywał czy jesteśmy na pewno z Palermo i po co tu jedziemy skoro mamy blisko piękne Mondello. Ja nie odzywałam się, a tylko uśmiechałam, a Toto nieśmiało prowadził konwersacje. Po drodze zorientowałam się, że jesteśmy blisko rezerwatu. Chyba "taksówkarz" nas polubił skoro przywiózł nas aż do samego rezerwatu. Szybko wyskoczył z auta, otworzył mi drzwi, a odjeżdżając zatrąbił na pożegnanie. Nie przyjął zapłaty ("bo jesteście z Palermo, a nie z daleka") i nie dał się zaprosić na kawę. 
    Nie tracimy czasu, bo musimy tu być z powrotem przed 17, a jest godzina 10.00. Kupujemy bilety (jeden 3 euro), dostajemy mapę i kierujemy się do wykutego przez ludzi tunelu w skale. Tuż przed nim na ścianie skalnej rząd wyrzeźbionych w drewnie ludzi z majową datą 1980 roku. To data powstania rezerwatu, pierwszego na Sycylii. Jego istnienie zawdzięcza się masom ludzi, którzy protestowali, aby w tym miejscu budować drogę między Castellamare del Golfo a San Vito lo Capo. Może dlatego z tych miast tak trudno teraz dojechać do samego parku!

    W tunelu stoją dwa wozy z motywami folkloru sycylijskiego. Wchodzimy na otwartą przestrzeń, a mnie się aż chce wyć z zachwytu. Piękne kolory od rudego po brąz, turkusowe morze i zieleń wokoło. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak zielono. Pierwszy punkt, gdzie warto się zatrzymać to Centrum dla zwiedzających. Tym razem nie poszłam tam, bo szkoda mi było czasu. Byłam tam poprzednim razem. To jakby muzeum z przedmiotami ze słomy. Siedzi tam i ręcznie wytwarza różne koszyki, torby staruszek z pooraną od słońca i wiatru twarzą. Jest też tam biblioteka-herbarium, a nawet można zostać poczęstowanym kawą. Troszeczkę niżej znajduje się Muzeum Przyrodnicze prezentujące różne gatunki zwierząt i roślin występujących w rezerwacie.
      Moje oko kieruje się na wybrzeże, bo bardzo blisko rozciąga się cudowna plaża, Cala Capreria, niczym z wakacyjnych filmów rozgrywających się w słonecznych, egzotycznych krajach. Nie ulegam pokusie, aby tam zejść i idę w górę. Droga raz trudniejsza, raz łatwiejsza do pokonania. Padał troszkę deszczyk, więc podłoże zrobiło się nieco gliniaste. W przewadze szlak to kamienie, które miejscami są trudniejsze do pokonania, ale tak naprawdę każdy może trasę przejść bez problemów. Na szlaku spotykam nawet niepełnosprawnego chłopca, panie w klapeczkach (pewnie zostaną na plaży). Maszerują całe rodziny, kobiety w kostiumach kąpielowych, głównie Włosi, Niemcy, Francuzi. Podglądam wpisy w księgach pamiątkowych w jednym z muzeów na trasie, co potwierdza moje przypuszczenia. W czasie wędrówki mijam około 40 osób. Nie ma tłumów, a pogoda jest prawie idealna na wędrówkę. Słońce przypieka momentami, chowa się za chmurami jakby wiedziało, że potrzeba mi ochłody. Kilka sekund pada, a raczej dżdży deszczyk. Orzeźwia i oczyszcza powietrze.
     Dochodzę do Museo della Manna i tam chwilę odpoczywam. Do tego punktu doszłam w ubiegłym roku, a dziś idę dalej i nie zaglądam do muzeum. Znajdują się tam porozkładane na karteczkach różne przepisy kuchni sycylijskiej, dawna kuchnia i przedmioty kuchenne. Lodowata woda do picia jest niezbędna, bo jednak idzie się raz w górę, raz nieco w dół, a chcę pójść jeszcze wyżej, więc wyciągam zamrożoną na lód wodę. Troszkę się roztopiła. Piję łapczywie i idę dalej. Na horyzoncie góry otaczające Palermo, ogromna przestrzeń niebieskiego lazuru morza. Blisko brzegu płynie statek z turystami. Słychać opowieści przewodnika. Spoglądam w górę, bo szczyty kuszą mnie, aby bardziej zbliżyć się do nich. Mijam kolejne bajeczne plaże. Co krok słyszę szmer w roślinach obok. To uciekają jaszczurki słysząc kroki przechodniów. Czasem są nieruchome i bacznie mi się przyglądają. Już nie boję się ich, więc i ja przyglądam się im. Młode, jeszcze nie kolorowe, buszują bardziej w górach, a na niższym szlaku prezentują się duże, zielone. Jakby chciały pokazać, że to ich teren, a ja tu wtargnęłam. Podziwiam też cudowne, duże, niebieskie i bordowe ważki, a także motyle. Słyszę odgłosy ptaków, jakby jakiegoś orlika albo jastrzębia (mogę się tu mylić, oczywiście, ale wiem, że tu występują ; mój wzrok nie sięga tak wysoko, aby dostrzec, co fruwa nade mną).
     Droga mija i jestem w decydującym punkcie Calla Marinella. Tu można pójść dalej w kierunku San Vito albo w górę do Sughero. To nie wysoko, więc decyduję się tam pójść. Mijam tylko dwie osoby. Powietrze jest inne. Wiaterek schładza rozgrzane ciało, kropi co kilka sekund deszczyk, a chmury coraz większe i ciemne. Cień i cisza. Po około 40 minutach jestem w Sughero. Stoi tam zamknięty domek. Kiedyś ktoś tu mieszkał i pewnie został przesiedlony w trakcie powstawania rezerwatu. Obok domku drzewka migdałowe, oliwkowe i carrubba. Pierwszy raz widzę to urzekające drzewo i jego owoce. Jakby rósł na nim bób, ale większy i ciemny. Zrywam dwa owoce i ostrożnie nadgryzam. Jest bardzo słodki, przyda się w wędrówce, gdy opadnę z sił. Do domku dobudowany piec. Stoi nawet szufla do wyjmowania pieczywa. Z drugiej strony wc. Jest też ujęcie wody, ale nie można jej spożywać. Służy tylko zwierzętom, bo wędrują tu mule. Pomyślałam, że mieszkał tu morze Zingaro-Cygan?. Wyżej nie mogę pójść, bo trasa wiedzie do lasu (i chyba miejscowości)Borgo Cusenza, ale to dwie godziny drogi. Potem trzeba zejść i wracać. Nie zdążę i bardzo żałuję. Schodzę więc tą samą trasą w dół z Sughero i idę w kierunku San Vito. Jest po 14.00. W dole obserwuję kolejne piękne plaże. Odnoszę wrażenie, że trasa bliżej San Vito jest troszkę inna, jakby mniej wydeptana, bardziej kamienista.
     Jestem obok gigantycznej groty. Spodziewałam się małego otworu, wyżłobionej przez naturę dziury, a tu kolosalna, kolorowa grota. Nie można wejść do samego środka, ale mogę napatrzeć się. Kolory miedzi, rdzy, brązu, piasku mieszają się ze sobą, tworzą różne kształty od igiełek po masywne ściany. Muszę nasycić się jej widokiem i pozostaję tu kilka minut.
    Przede mną znowu muzeum. Podobne jak poprzednie. W jednej salce inscenizacja dawnego domu - garnki z gliny i tego, co potrzebne było w gospodarstwie : uzdy konne, siodła, sita na zboże, przedmioty ze słomy. W drugiej salce dwóch mężczyzn. Jeden pracuje i ręcznie plecie koszyk, a drugi degustuje się kawą i opowiada, zachwala turystom swoje dzieła.
 
 Ulegam pokusie i schodzę w dół na plażę. To Cala dell'Uzzo.
c.d.n
Jadę do Mondello. Popiszę później!

     Teraz ciąg dalszy wędrówki po Zingaro. Krystaliczna woda, upał i plaża z białymi kamyczkami biorą górę. Do San Vito zostało około pół godziny drogi, ale rezygnuję i zostaję godzinę w zatoczce, aby popływać. Nie żałuję decyzji, bo woda chociaż chłodna to przynosi ukojenie ciała i duszy. Strasznie nie lubię kamieni ani na plaży ani w wodzie (kiedyś połamię sobie nogi!), ale wybieram dość gładką skałkę i wskakuję do wody. Obok mnie grupa Niemców lub Belgów z grupką małych synków. Chłopcy dają nura od razu do wody i próbują nurkować, łapać w sieci rybki. Słyszę też polski język. To dwie panie z córkami. Leżę na drobnych kamykach, na brzegu morza, a woda łaskocze mnie w stopy, brzuch i dopływa do szyi. Zaprasza mnie, abym skorzystała z jej dobrodziejstwa i popływała. Wkładam maskę i zanurzam się. Obserwuję świat po wodą. Małe i większe rybki pływają tuż przy brzegu. Próbuję je złapać, bawię się z nimi, chcę popłynąć za największą. Płynę dalej, a rybki dalej tańczą wokół mnie i żartują ze mnie, bo szybko znikają z oczu, uciekają. Nie mam dużo czasu. Muszę osuszyć się i ruszyć w drogę powrotną.
        Jest kilka minut po 15. O 17 mam autobus do Castellamare, na szczęście z samego Zingaro. Tam muszę czekać na ostatni autobus do Palermo. Wędrówka powrotna przez rezerwat trwa 1 godzinę i 45 minut. Miejscami pada deszcz. Tak co kilka minut. Kamienie robią się śliskie, a ziemia zamienia się miejscami  w błotko. Moje nowe, skórzane sandały sprawdziły się, ale i nieco zniszczyły się na kamieniach. Co tam. Nie szkoda butów. Ważne, że nogi mam nie obtarte i całe. Zostało kilka minut do odjazdu autobusu. W sklepiku z pamiątkami kupuję pocztówki na pamiątki. Nadjeżdża autobus.
         Kierowca żartuje, że nie wie, ile kosztuje bilet do Castellamare, a wszyscy tam jadą. Jedziemy przez małe miejscowości, wioski. Droga kręta, więc na każdym zakręcie kierowca trąbi oznajmiając samochodom jadącym z na przeciwka, że nadjeżdża. Szosa jest wąska, a i dziurawa, co nawet mnie cieszy, bo w końcu można coś powiedzieć negatywnego nie tylko o stanie dróg w Polsce. Po 45 minutach jestem w Castellamare i tyle samo muszę czekać na autobus do Palermo. Idę na granitę, wypijam pół litra wody i w towarzystwie Toto oraz francuskiej rodziny czekam na przyjazd autobusu. Spóźnia się kilka minut, ale na autostradzie nadrabia stracony czas jadąc prawie slalomem. Zamykam oczy podczas mijania samochodów osobowych i zmiany pasa ruchu. Mijam drogowskaz do Montelepre (miejsce związane z sycylijskim "Janosikiem"), a dalej już lotnisko, Sferacavallo, Wyspa Kobiet. Cieszę się, że już rozpoznaję te miejsca po kształtach gór, zatok, budynków. W Palermo jestem tuż przed 20.
          Dzień okazał się wielką niespodzianką. Wszystko ułożyło się bez wielkiego planu i mimo obaw związanych z połączeniem Palermo z Zingaro udało się tam dotrzeć, przejść szlak tak jak chciałam, wykąpać się w kryształowym morzu i pobyć w ciszy. Jest jeszcze jeden sukces tego dnia. Toto również przeszedł szlak i jednak nie został na plaży, a wiem, że wolałby nurkować, pływać i leniuchować. Przyznał się, że to był jego sposób na walkę z nałogiem papierosów (znowu rzuca palenie). I wreszcie chciał sprawić mi przyjemność. Wszystko to udało się!
    

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Początki sycylijskich lwów.

Sycylijczycy przypominają datę 1 września jako okazję do przywoływania pamięci o rodzinie Florio – niezwykle ważnej wielopokoleniowej rodzinie, której Sycylia zawdzięcza rozkwit gospodarczy i kulturalny w XIX i XX wieku. To z tą rodziną kojarzą się chociażby wino Marsala czy wielkie przetwórnie tuńczyka na Sycylii oraz stocznia w Palermo! To ta rodzina zwana jest lwami sycylijskimi i to o niej Stefania Auci napisała powieść I LEONI DI SICILIA  ( Sycylijskie lwy) , która stała się bestsellerem 2019 roku w Italii. O ostatnim fakcie przeczytałam niedawno w mediach i myślę, że dobrze złożyło się, że zgłębiam historię rodziny w tym samym czasie kiedy cała czytająca Sycylia poznaje i przypomina sobie w sposób zbeletryzowany losy rodziny Florio. Czekam na wydanie polskie, a tymczasem zapraszam do poczytania informacji o najsłynniejszej rodzinie sycylijskiej w moich odcinkowych opowieściach.              Foto: Chiara Antonina. Źródło:  https:/...

Favignana i statki w rękach Florio.

       Ignazio Senior (1838-1891) podobnie jak ojciec Vinzenzo, był inteligentny i posiadał umiejętność trafnego inwestowania pieniędzy. Dużo czasu spędzał na wyspie Favignana i ją rozbudował. Prawie wszystkie ważne budowle na wyspie wybudował właśnie Ignazio Senior. Budowę obiektów zlecił słynnemu architektowi sycylijskiemu Damiani Almeyda. (Wspomnieć tu należy, że to on jest twórcą takich obiektów jak: Akademia Sztuk Pięknych w Palermo – najstarsza tego typu uczelnia we Włoszech, Teatr Politeama Garibaldi czy pałac Pretorio – obecnie siedziba władz miasta w Palermo) . W ten sposób powstała willa Florio budowana w latach 1876 do 1878 w stylu neogotyckim. Plany budowli w archiwum w Palermo pokazują, że willa miała przedpokój, z którego wchodziło się do wielu pomieszczeń. Był tam ogromny salon z widokiem na morze, pokój pranzo, a więc jadalnia z kuchnią i toaleta. W willi oddzielne pomieszczenia przeznaczono na bibliotekę, salę bilardową i kaplicę. Był te...

10 wskazówek jak dojechać i przejść Riserva Naturale dello Zingaro?

      Wczoraj dzień obfitował we wrażenia z wędrówki po parku Zingaro. Park krajobrazowy zwany po polsku rezerwatem Cygana położony jest między Scopello a San Vito lo Capo. Tak na świeżo przedstawiam kilka wskazówek jak tam dotrzeć i poruszać się, bo djazd do samego rezerwatu jest utrudniony. Oto porady: 1.Park można przejść z dwóch stron: od Scopello (wejście południowe) i San Vito lo Capo (wejście północne). 2. Z Palermo nie ma bezpośrednich połączeń do Zingaro, podobnie z San Vito lo Capo.  3. Z Palermo można dojechać do Scopello, ale dojazd tam jest utrudniony. Z Palermo jest autobus linii Russo do Castellamare del Golfo o 6.20 lub 8.00. Stamtąd autobusem do Scopello o 9.00. Najczęściej  wyjeżdżając z Palermo o 8.00 nie uda się, niestety, złapać autobusu o 9.00, a wyjeżdżając o 6.20 czekamy w Castellamare dwie godziny do wyjazdu do Scopello (to 10 km, 15 minut jazdy autem; autobus jedzie 45 minut). Można też wynająć auto (podobnie w San Vito) w Castell...