Około ósmej rano w Palermo (pewnie i w wielu innych miastach) rozpoczyna się codzienny rytuał, który trwa aż do południa.To sprzedawca losów zaprasza przez megafon mieszkańców do udziału w loterii. Na ulicy pojawia się kilka razy do południa i co kilka metrów krzyczy, ile dzisiaj można wygrać. Nosi ze sobą walizeczkę i podchodzi do okien domów, z których wychylają się domownicy, aby kupić los (numer). Potem nie wiadomo czy będzie się miało tyle szczęścia, że losowanie odbędzie się na mojej ulicy. Raz widziałam jak sprzedawca potrząsał walizeczką z losami, a kilkuletnia dziewczynka ciągnęła los. Nie było potem aplauzu, więc pewnie nic nie wygrała. To jak w naszym totolotku. Najpierw kupujemy numer za kilka centów, jest określona pula do wygrania, a potem ciągniemy los, którego numer ma się pokryć z tym kupionym wcześniej. Sprzedawca informuje przez megafon, na której ulicy, a nawet, w którym domu i u kogo odbędzie się losowanie. Mieszkańcy danej ulicy mają wówczas większą szansę na wygraną Ja wyczuwam tu fałszerstwo, ale sprzedawca wykonuje tę pracę podobno około 20 lat i cieszy się zaufaniem. Bywa, że ktoś wygrywa 100, 80, a nawet 300 euro. O szczęśliwcu, który wygrał pieniądze sprzedawca też informuje mieszkańców przez megafon. Głośno i wyraźnie podaje imię i nazwisko wygranego. I mimo to Sycylijczycy czują się raczej bezpiecznie. Co tam ochrona danych i przepisy!:)
Jeszcze nie miałam odwagi kupić losa za kilka centów. Codziennie jednak obserwuję, jak Palermitanie nie wychodząc z domów, przez okno, kupują je i wierzą, że wygrają fortunę!Powodzenia!
P.S
Na razie mam ochotę coś zrobić, aby zepsuć sprzedawcy megafon, bo zwyczajnie nie pozwala spać i wydziera się pod oknami z samego rana.
Komentarze