Gdy słyszę słowo Tindari od razu czuję, że skóra na plecach cierpnie mi i pali ją słońce. Przypomina mi się wyprawa z Palermo do Tindari z przesiadką w Patti. Patti źle mi się kojarzy, bo czekałam tam na pociąg cztery godziny. Mogłam oczywiście pospacerować po mieście, ale słońce na to nie pozwalało. Paliło żywcem. Nigdy nie było mi tak gorąco na Sycylii jak wówczas.Do Tindari dotarłam około południa. To około 200 kilometrów z Palermo. Nie wspięłam się już na wzgórze miasta, aby odwiedzić sanktuarium z Czarną Madonną. Z ręcznikiem chroniącym plecy od słońca pragnęłam szybko znaleźć się w morzu. Woda była balsamem dla ciała. Plaża w Tindari jest bardzo długa. W stopy parzył piasek wymieszany z kamyczkami. Nieznośny upał wynagrodziły widoki i spokój. Brak ludzi na plaży u stóp skały, na szczycie której stało sanktuarium, delikatna roślinność, w pobliżu grota i cień przy skałach, a w oddali miasto. To wystarczyło. Blisko mnie było morze z półwyspem, słone jeziora, góry i jakby step.
Sycylijczycy przypominają datę 1 września jako okazję do przywoływania pamięci o rodzinie Florio – niezwykle ważnej wielopokoleniowej rodzinie, której Sycylia zawdzięcza rozkwit gospodarczy i kulturalny w XIX i XX wieku. To z tą rodziną kojarzą się chociażby wino Marsala czy wielkie przetwórnie tuńczyka na Sycylii oraz stocznia w Palermo! To ta rodzina zwana jest lwami sycylijskimi i to o niej Stefania Auci napisała powieść I LEONI DI SICILIA ( Sycylijskie lwy) , która stała się bestsellerem 2019 roku w Italii. O ostatnim fakcie przeczytałam niedawno w mediach i myślę, że dobrze złożyło się, że zgłębiam historię rodziny w tym samym czasie kiedy cała czytająca Sycylia poznaje i przypomina sobie w sposób zbeletryzowany losy rodziny Florio. Czekam na wydanie polskie, a tymczasem zapraszam do poczytania informacji o najsłynniejszej rodzinie sycylijskiej w moich odcinkowych opowieściach. Foto: Chiara Antonina. Źródło: https:/...
Komentarze