Miałam wielką ochotę na świeże, wiosenne warzywa i owoce. I tak mi się zamarzyło, aby w sobotni poranek podjechał pod mój balkon taki o to sklep. Sklep nie podjechał, ale niedługo i tak skorzystam z jego usług na Sycylii. Taki mobilny sklep jeździ małymi uliczkami miast i trąbi zachęcając do wyjścia mieszkańców na balkon i złożenia zamówienia. Tak, tak. Wcale nie trzeba wychodzić z domu, aby kupić pieczywo, świeże owoce czy jakiś środek chemiczny. Z balkonu spuszcza się na sznurku koszyk z pieniędzmi. Donośnym głosem informuje się sprzedawcę, co sobie życzymy, ten pakuje towar do koszyka, oddaje resztę i wciągamy koszyk na górę. Zakupy zrobione!
Ten kukurydziany mobilny sklep zajechał w Palermo na Festa Santa Rosalia. Sycylijczycy bardzo lubią gotowaną kukurydzę. Przypuszczam, że to był taki rodzinny sklep-okolicznościowy biznes. W smakowaniu kukurydzy zupełnie nie przeszkadzały sanitarne wymogi, a raczej ich brak. Tak myślę.

I kolejny mobilny sklep. Tym razem nazwa wskazuje, że to sklep z pieczywem. Ponieważ każda festa jest na Sycylii okazją prawie dla wszystkich (nawet dzieci) do zarobkowania, to tym razem dodatkowym asortymentem sklepu były różne napoje i kanapki. Można było kupić nawet zmrożoną wodę lub piwo. Innych w upał nie dało by się wypić. Dlatego przy każdym takim sklepie było głośno, bo gdzieś trzeba podłączyć lodówki, zamrażarki i oświetlenie sklepu.
Powyższy sklep to stoisko jakby odpustowe. Można tam było kupić różne orzeszki i ziarna, a także słodycze.
Poniżej to sklepik na wyspie Favignana z lokalnymi specjałami. Nie jest mobilny, ale przyciągał swoim wystrojem uwagę i cieszył oko. Wyspa słynie z połowów tuńczyka i do tego nawiązuje nazwa sklepu. Wszystko było tam świeże, pachnące i takie za czym tęsknię-swojskie, naturalne, organiczne.
A oto sklep, w którym wieczorem na ulicy przyrządza się na oczach klientów morskie specjały. Tak naprawdę to restauracja na ulicy w Palermo. Ilość sprzedawanych tam ryb i owoców morza jednego wieczoru jest naprawdę imponująca. Na stolik trzeba czekać nawet do godziny. Kelner zapisuje w notesiku kolejność zamówień, usadza przy stolikach na ulicy i podaje ryby z grilla. Było smacznie.
Kolejne "warzywniaki" można spotkać co kilka metrów na ulicy. Nie trzeba iść na duży targ, gdzie ceny czasem są wyższe niż u ulicznego sprzedawcy. Zawsze można, a nawet trzeba się targować. I nie przeszkadza wcale pakowanie warzyw czy owoców w tubkę z gazety lub szarego papieru. Przynajmniej nie zaśmiecają reklamówkami ulic, które i tak są zaśmiecone.
Komentarze